piątek, 15 kwietnia 2016

Będą eseje

Mało dzisiaj spałam, aby utrzymać się w stanie zdolności do funkcjonowania wypiłam rano kawę, drugą wzięłam ze sobą i kupiłam sobie tabliczkę czekolady. Przez to nie byłam śpiąca w ogóle i hm, podsumowując wyszło mi to na dobre, aczkolwiek przysporzyło nerwów. Ludzie są głupi. Niektórzy ludzie są głupi. Większość ludzi jest głupia. Większość ludzi jest głupsza ode mnie. Ludzie, którymi byłam dzisiaj otoczona są w większości głupsi ode mnie. A mnie głupota denerwuje.
Do metrum przechodząc- zainspirowało mnie to i postanowiłam napisać o tym esej. Teraz zdecydowałam, że będzie to seria (Brzydkie słowo. Grupa, zbiór, miałam jakieś inne, ale zapomniałam, może to później poprawię. (nie jestem pewna czy można pisać zdania w nawiasach)) esejów, bo tematy mi się rozmnożyły. Zamierzam je tutaj opublikować, uważam jednak, że dobry esej musi dojrzeć i nigdy się tak naprawdę nie kończy, więc nie nakładam na siebie żadnych terminów w których je wstawię. Pojawi się też kilka krótszych form literackich, mam już w głowie 2, mogą się rozmnożyć. Będzie też coś o filmie Gra Endera, może serii książek o Kłamcy i coś o Jakubie Ćwieku, który jest jednym z bardziej lubianych przeze mnie autorów. Prawdopodobnie też kilka słów o Europejskiej Nocy Literatury odbywającej się we Wrocławiu 23 kwietnia, na którą się wybieram, na pewno napiszę coś po, może jeszcze przed. Byłam w tamtym roku i gorąco polecam, aczkolwiek tegoroczna edycja w tematyce nieco od tamtej odbiega, więc nie jestem pewna efektu, mimo to, uważam, że zdecydowanie warto. Dobranoc

sobota, 9 kwietnia 2016

Bardzo spontaniczny post&Dama w vanie

No cóż, przed chwilą na to trafiłam i pomyślałam sobie, kurczę, to o mnie. Odsuwam się od ludzi, bo nie zawsze mam ochotę z nimi rozmawiać, wolę czytać... tylko później odnajduję się w momencie, gdy oni sami nie bardzo chcą ze mną rozmawiać, ponieważ mają swoich znajomych, a ja jestem jakąś dziwną dziewczynką która czyta sobie w kąciku. Średnio na jeża to działa, bo mi samotno.


A z wydarzeń bardziej pozytywnych, wróciłam właśnie z kina. Dama w vanie. Interesujący film, jeden z tych poważniejszych, "dorosłych", opowiada historię starszej bezdomnej kobiety mieszkającej w vanie, którym jeździ po jednej ulicy i co jakiś czas zatrzymuje się przed innym domem. Na tę ulicę sprowadza się nasz główny bohater, Allan, jest pisarzem i (to chyba mój 6 zmysł yaoistki) gejem. Spokojnie, wątek ten nie jest wyeksponowany i nie jest to nawet powiedziane wprost. Ale ja nie o tym. Dama z vana jest starą dziwaczką, śmierdzi, nie chce pomocy opieki społecznej... tak, brzmi znajomo? Dla mnie tak, miałam okazję zetknąć się z takimi ludźmi. Nie zapominajmy, że bezdomnym nikt się nie rodzi. To, że ktoś tak skończył nie zawsze definiuje go jako człowieka, który z własnej głupoty zniszczył sobie życie, nie robi z niego menela i pijaka. To naprawdę bywają ludzie inteligentni, wykształceni, którzy coś w życiu osiągnęli, a później się posypało. Bo są wydarzenia, na które nie mamy wpływu. A nawet człowiek przegrany ma swoją dumę, godność i poczucie wstydu. Nie jest łatwo schować to do kieszeni i przyjąć pomoc. Nie jest też łatwo odpowiedzieć sobie na pytanie czy powinno się forsować takich ludzi do przyjmowania tej pomocy czy zostawić ich samych sobie.

Dorzucam jeszcze motyw muzyczny, bo nie chce mi wyjść ta piosenka z głowy, refren jest cudownie zaśpiewany :) 



piątek, 8 kwietnia 2016

Kilka słów o Bejbi Blues

Wstęp pominę, licząc, że zadowolicie się tytułem.
Zaczynając oglądać ten film miałam mieszane uczucia, nie jest łatwo być nastolatką i oglądać obraz ukazujący moich rówieśników w sytuacji, która mi również mogła się przytrafić. Po pierwszych 20 minutach prawie film wyłączyłam, chcąc zastąpić go jakąś płytką produkcją akcji. Trudno oglądać to, co wymaga od widza refleksji, może sądzę tak, ponieważ dzisiejszy dzień był ciężki, może tak już po prostu jest. No więc fabuła obraca się wokół Natalii, licealistki, która ma dziecko, ze swoim chłopakiem w tym samym wieku, bla, bla, bla, opis fabuły to sobie na filmwebie możecie przeczytać. Film taki ot, o młodzieży, problemach, mógłby być nudny, mógłby być powieleniem kilku innych produkcji, chociażby Sali Samobójców. Na szczęście nie jest. O Sali Samobójców wspomniawszy- obie produkcje są polskie, ale wokół Bejbi Blues było zdecydowanie mniej szumu. Może dlatego, że Sala jest polską prekursorką wśród filmów dotykających problemów młodzieży, może z powodu poruszanego w niej homoseksualizmu. Aczkolwiek jako, nie powiem fanka, słowo to kojarzy mi się pejoratywnie, ale osoba lubiąca Salę w tym momencie Blues wydaje mi się lepszy. Od bardzo, bardzo dawna, czas ten można liczyć w latach, nie obgryzałam paznokci przy filmie. Końcówka była tak niesamowicie emocjonująca... Brawo dla reżyserki! Tak więc około 5 minut walczyłam ze sobą by nie przewinąć do przodu z całych sił pragnąć poznać zakończenie... którego oczywiście nie zdradzę. Ostatnia scena, hmm, mnie zaskoczyła, zdziwiła, zasmuciła, zawiodła (raczej zawiedli mnie bohaterowie, postępując w taki sposób) i na pewno skłoniła do refleksji. Naprawdę, naprawdę warto obejrzeć. Gorąco polecam (haha, brzmi jak reklama suplementu diety, no cóż). Nie będę tutaj umieszczać moich wynurzeń filozoficznych i światopoglądowych na temat filmu, ponieważ odwoływałyby się one do całości fabuły. Ale zawsze jestem otwarta na dyskusje i wymianę poglądów, nie gryzę ;)
Chyba nic dodać nic ująć, dzisiaj bez zdjęcia, no soreczka.

piątek, 1 kwietnia 2016

Intelligence is sexy, czyli trochę o "Suits"

Wracając do "Czerwonych oczu", które właśnie skończyłam czytać... Też tak macie, że pierwsze 50 stron książki pożeracie na raz, tak samo ostatnie, ale środek zdarza się ciągnąć i nudzić? Z tą książką tak nie miałam, ponieważ miejsce akcji zmienia się diametralnie kilka razy, to jakby połączyć 3 odrębne historie. Do mnie to bardzo trafiło, więc polecam jeszcze raz.

Kolejnym tytułem, tym razem serialowym, który mogę polecić jest "Suits". Oglądając 1. sezon byłam pozytywnie zaskoczona, bo nudna prawnicza tematyka wcale się taką nie okazała. Później przeczytałam opinię, że sezon ten jest najsłabszy, a bawiłam się przy nim całkiem nieźle, więc zadałam sobie pytanie "No to czego do jasnej mogę oczekiwać po kolejnych?!". Teraz skończywszy sezon 4. mam porównanie i faktycznie, 1. nieco przynudza, w dodatku dostajemy irytujące połączenie dwóch dziewczyn uganiających się za głównym bohaterem. Ale nim zacznę ujawniać takie szczegóły może powinnam przybliżyć samą fabułę serialu. Otóż głównym bohaterem jest to oto chłopczę- Mike Ross.



Jest on geniuszem. Jednak w życiu tak mu się ułożyło, że pracy porządnej nie ma, szkoły nie skończył i dorabia sobie zdając za ludzi egzaminy. Drugim protagonistą jest doskonały prawnik, Harvey Specter, człowiek sukcesu, który zawsze znajdzie sposób by wygrać.



Za sukcesem idzie również większe obciążenie, ważniejsze sprawy, dlatego Harvey poszukuje wspólnika. Albo ktoś planuje go zanudzić na śmierć zmuszając do rozmów kwalifikacyjnych z nudziarzami z Harvardu. Z opresji ratuje go Mike, zupełnie przypadkiem trafiając na rozmowę, biorąc pod uwagę jego geniusz, nietrudno zgadnąć, że pracę dostanie.
Więcej nie zdradzam, powiem tylko, że zamieszana jest w to również wszystkowiedząca sekretarka, nieugięta właścicielka kancelarii i rywal-przyjaciel Harvey'a, człowiek o rozlicznych dziwactwach, Bohaterowie są bardzo charakterystyczni i świetnie wykreowani, tematyka prawnicza wcale nie nudzi, a serial bawi i można w nim znaleźć wiele ciekawych odniesień kulturowych.

Tak właściwie to nigdy nie sięgnęłabym po serial o prawnikach gdyby nie Sherlock BBC. Jeśli jeszcze nie oglądaliście, to wiecie co robić. Zafascynował mnie właśnie geniusz Holmesa i skłonił do poszukiwania podobnych produkcji. Był więc film "Limitless", jak i serial o tym samym tytule, którego jeszcze nie skończyłam, "Lucy" i "Suits". Mówię wam, intelligence is new sexy!

środa, 30 marca 2016

Trochę o mnie i Czerwonych oczach...

Tak uznałam, że można by coś zrobić z okropnym opisem siebie sprzed ponad roku (tak, bawiłam się już w blogowanie, dzieląc się swą mało wartościową twórczością literacką, ale po pierwsze nie kończę tego co piszę, po drugie brak mi cierpliwości do blogów) i pytanie o ulubione książki mnie zagięło. Więc postanowiłam opisać książkę, którą właśnie czytam "Czerwone oczy" Jerzego Nowosada. Lekka, zabawna (albo po prostu trafia w moje niecodzienne poczucie humoru (Opowiedzieć wam kawał? Wypadki chodzą po ludziach, ale ludzie po wypadkach już nie)) i przyjemna. Fantastyka, dziejąca się w czasach współczesnych, ale nie tylko, baaaardzo spodobał mi się pomysł "a gdyby tak odwrócić sytuację czarnych niewolników i to oni podbiliby świat?". Może doszukuję się zbyt głębokiego sensu, ale pokazuje to jak głupie są stereotypy i że wszyscy jesteśmy ludźmi, może ci "gorsi" są właśnie lepsi? Może ucywilizowanie zaprzecza samemu sobie? Może najprostsze rozwiązania są najlepsze? Może to trochę był spojler? Ale serio, książkę gorąco polecam.


"I lived in books more than I lived anywhere else" piękne słowa Neila Gaimana z "Oceanu na końcu drogi". W dużej mierze odnoszące się do mnie i nie wiem czy powinnam się z tego cieszyć.


No czeeeeeeeść

Emmm, no więc cześć. Tak mnie wzięło żeby zaśmiecić internety swoją osobą, no bo gdzieś człowiek musi wylać to co w nim siedzi, a jak nie musi, to nie zazdroszczę braku inwencji. Tak więc w myśl misji chronienia drzew przyszłam tutaj. Ten blog... wuj wie o czym on będzie, w sumie pewnie będę go pisać jak mi się przypomni (czyt. raz na rok)... chyba powinnam zachęcać, ale nie umiem w życie. No więc to chyba tyle, bo zapomniałam czy coś jeszcze miałam napisać. Ramen